Pies nie dla każdego?

Tak utarło się mówić i pisać o shibach. Zwykle pytana o nasze psy odpowiadam tak samo. Z rozpędu. Bo to rasa trudna, uparta, wymaga wychowania i konsekwencji w postępowaniu. To psy dominujące i samodzielne – muszą znać swoje miejsce w rodzinnym stadzie. Tak, mieszkanie z shibą wymaga codziennego ustalania panujących relacji.

Ale czy tylko o ty chodzi? Zastanawiać się nad tym zaczęłam kilka dni temu. Co to znaczy „pies nie dla każdego” ?

IMG_4996a

Czy to znaczy, że istnieją psy dla każdego?

Shiby chętnie obejmują przywództwo w rodzinnym stadzie (jeśli jest nieobsadzone!). Nie są zbytnio zainteresowane powtarzaniem komend w kółko i w kólko, choć uczą się szybko. Od spotkanych psów wymagają znajomości psiego savoir vivre – bywa, że zdobywają etykietkę „agresywnych”. Samce potrafią być terytorialne. To pies dla tych, którzy potrafią być przywódcami.

IMG_5166a

Oprócz tendencji do dominacji są też inne cechy psiej gromady, które powodują, że dana rasa nie jest dla każdego.

Są rasy o pięknej szacie, długich włosach, jasnej sierści – dla tych którzy mają czas na codzienne zabiegi pielęgnacyjne. Nie dla mnie.

Są rasy nie dość, że uparte, to jeszcze hałaśliwe (wiele terierów, jamniki). Nie dla mnie.

Są psy, które muszą „pracować”, czyli zaganiać, stróżować (owczarki, psy myśliwskie)- wymagają więcej czasu niż chciałabym poświęcić psu. Nie dla mnie.

Są takie, które mają olbrzymią potrzebę ruchu (charty, retrivery, malamuty, huski, jack russell terier)- nie mam zacięcia sportowego, nie mam też tyle czasu. Nie dla mnie.

Są psy o tak silnym instynkcie łowieckim, że strach spuścić ze smyczy, bo pójdą w siną dal (jak beagle z niewybrażalną wręcz potrzebą węszenia) – też nie dla mnie.

Są psy dla mnie za duże, są psy za drogie w utrzymaniu.

Są rasy tak zmienione przez ludzi w procesie selekcji, że zapadają na wiele chorób i wymagają częstych wizyt u weterynarza lub codziennych zabiegów ( mycie oczu, wycieranie futra wokól odbytu po wypróżnieniu, znoszenie po schodach).

Chyba najbardziej ze wszystkich nie są dla mnie psy, które się ślinią. Brrr, ohydztwo.

Czy to znaczy są łatwe psy?

Zapewne psy z grupy „przyjaznych” wg podziału Stanleya Corena (książka „Dlaczego kochamy psy”) to np.cavalier king charles spaniel, golden retriver, labrador, seter angielski. To psy uczuciowe i towarzyskie, bez skłonności do dominacji. Być może to psy dla każdego, tylko czy z każdym taki pies będzie szczęliwy? Myślę, że nawet „łatwy” pies musi być dopasowany temperamentem i potrzebami do właściciela i jego stylu życia. Tylko taki układ daje satysfakcję obu stronom.

IMG_5201a

Dlaczego shiba to pies dla nas?

Jest odpowiedniej wielkości, żeby zapanowało nad nim dziecko ( lub dziadek tego dziecka).

Jest odpowiedniej wielkości, żeby mógł biegać bez smyczy i ludzie nie uciekają w popłochu.

Może mieszkać zarówno w domu jak na podwórku.

Jako rasa pierwotna – jest czysty, rzadko choruje, jest samodzielny i niezależny

Nie łasi się do wszystkich.

Linieje intensywnie 2 razy w roku i ma łatwą do utrzymania w czystości sierść.

Wystarczy mu 1 godz porządnego spaceru dziennie.

Dobrze znosi pozostawianie w domu.

No i oczywiści się nie ślini.

IMG_5211a

A poza tym jest piękny.

IMG_4976a

Szkoda, że nie lubi pływać i aportować.

 

Czy właściciele upodabniają się do swoich psów?

Zdecydowanie tak.

Ale może być i odwrotnie – pies będzie się upodabniał do swojego właściciela.

To, w którą stronę będzie zachodzić ten proces tłumaczy ogólna teoria konwergencji, którą wyłożę w niniejszym wpisie.


Od dawna zastanawiałem się, jak to się dzieje, że psy tak często przypominają swojego właściela.

Na przykład jeśli właściciel nie grzeszy rozumem, to i jego pupil często nie wygląda na inteligentnego – w przypadku psów inteligencja w mojej opinii przejawia się samodzielnością i zaradnością. Czyli będzie to pies niesamodzielny i bezradny, a często jeszcze kłótliwy. Gdyby nie człowiek, zagryzłyby go inne psy – np. za wszczynanie kłótni.

Albo jeśli właściciel jest postawnym mężczyzną, to ma wielkiego psa. Albo kobieta, którą – przepraszam – określiłbym jako blondynkę, ma totalnie nieposłusznego dalmatyńczyka. Albo facet o wyglądzie i mentalności ABSa (Absolutny Brak Szyi) i ma ewidentne problemy z samooceną ma mastafa lub rotweilera. Przykłady mógłbym ciągnąć.

Do dziś mam przed oczami następującą scenkę, którą widziałem wiele razy u siebie na osiedlu – nieduży pies wyprowadza swoją właścicielkę na spacer, ciągnąc ją na smyczy. Na twarzy kobiety odmalowuje się wyraz rezygnacji i kapitulacji. Pies ciągnie silnie, kobieta musi się bardzo starać by się nie przewrócić.

Pewnego dnia mnie olśniło. Wybieramy psa, dobierając go do własnych cech charakteru oraz wyglądu zewnętrznego. Pies, którego wybraliśmy, to od początku nasz alter ego (albo naszego wyobrażenia o nas samych). Pomijam tu przypadki adopcji ze schronisk oraz różne inne (aczkolwiek nieliczne) przypadki nie pasujące do tej teorii – na samym końu psychologia to nie matematyka. W momencie gdy pies pojawia się w naszym domu rozpoczyna się konwergencja  czyli proces upodobnienia – w tym przypadku psa i jego właściciela. Proces ten tym bardziej jest ułatwiony, gdyż już na samym początku, pies to nasz alter ego. 

Jeśli więc przywódcą domowego stada składającego się – co najmniej – z psa i jego właściciela zostaje pies, to powoli, w procesie wychowywania właściciela, właścieciel jeszcze bardziej upodabnia sie do swojego psa. Choć upodabnianie to nie  dotyczy wszystkich cech, to jednak przeważnie dotyczy tych najbardziej widocznych. Może to dotyczyć wyglądu zewnętrznego (tak!), charakteru, sposobu poruszania się (szybko, wolno, z gracją, etc) i oczywiście inteligencji.  Na pewno nie raz mieliście to wrażenie patrząc na psa i jego właściciela – obaj byli tak bardzo podobni do siebie.

Może się wtedy okazać się, że pies podporządkuje sobie właściciela. To pies, nie właściciel decyduje gdzie śpi (pies), kiedy je, co je, kiedy przybiega do właściciela, czy oddaje mu swoje zdobycze, etc.

Jeśli nie zachodzi proces upodabniania się właściciela do psa (lub też podporządkowania się właściciela psu), to drugą najczęstszą sytuacją jest gdy obie strony – dość obojętnie – żyją obok siebie. Wtedy oczywiście nie następuje żadne upodabnianie się. To są te – wcale nie rzadkie – pozorne odstępstwa od teorii konwergencji. Ale to nie są odstępstwa – po prostu pies i właściciel nie oddziałowują na siebie.

Sytuacja, gdy to pies upodabnia się do właściciela niestety nie jest częsta. Wymaga to spełnienia jednego, bardzo ważnego warunku – to właściciel musi być przywódcą stada. W przypadku stada składającego się z ludzi i psów, bycie przywódcą nie wymaga wcale siły fizycznej. Potrzebna jest jednak wiedza (lub inteligencja pozwalająca dojść do tej wiedzy) o tym jak rozumują psy. A o tym – w następnym poście.

Ika i Zbyszek